Destiny 2: Forsaken – Opinia

Zobacz poradnik
10 września 2018
1
5/5
Opis:

Jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy) dodatków do Destiny 2. Wprowadza masę zawartości, nowe rejony oraz raid, który jest wisienką na torcie. Obowiązkowy zakup dla każdego fana.

Przyszedł wrzesień, a wraz z nim pierwszy dodatek z prawdziwego zdarzenia do Destiny 2, który ma wnieść powiew świeżości oraz sporo roboty, a przynajmniej tak twierdzi Bungie. Zmiany na lepsze, wiele aktywności końcowych oraz zadań, które mają zatrzymać nas przy grze znacznie dłużej niż dotychczas, a do tego mroczniejsza fabuła niż w podstawce czy dodatkach. Przyszła pora powiedzieć „sprawdzam!” i dowiedzieć czy rzeczywiście jest tak dobrze jak zapowiadano czy może nadal pozostajemy na poziomie poprzednich dodatków z raptem kilkoma kosmetycznymi zmianami? Opinię napisałem z punktu widzenia gracza, który powraca po wielkim zawodzie jakim były poprzednie dodatki. Nie ruszałem gry od tamtego czasu, więc pewnie znajdzie się kilka osób, które są w podobnej sytuacji i zastanawiają się czy warto zainwestować sporą sumę za jeden dodatek.

Zmiany widać już na pierwszy rzut oka.

Nie owijając w bawełnę, pora przejść do rzeczy. Jeśli jesteście graczami powracającymi bądź nowymi i macie słabo rozwinięte postacie, albo w ogóle, to Bungie daje możliwość momentalnego podbicia poziomu doświadczenia, aby każdy mógł zacząć przygodę w nowym dodatku. Co prawda nie zalecam pomijania podstawki czy dodatków (chociaż za wiele to też tam nie ma), ale ważne że mamy możliwość wyboru. Niestety taki „booster” dostajemy tylko jeden, za kolejne trzeba już zapłacić. To tak słowem wstępu…

Pierwszy widok jaki zastaniemy po odpaleniu fabuły.

Jako gracz lubujący się zarówno w przygodach solo jak i coop, muszę przyznać, że fabuła w końcu daje radę. Jest mrocznie, niektóre postacie są charyzmatyczne (szczególnie jedna, którą dobrze znamy, ale nie będę spojlerował), a całość została napisana naprawdę przyzwoicie i w końcu czuć, że ktoś chciał nam coś przekazać, a nie wrzucić tylko marny zapychacz czasu. Jak zapewne większość z Was wie z trailerów, całość rozpoczynamy cut-scenką, na której Uldren (brat królowej Mara Sov) ma na muszce wykończonego walką Cayde’a-6, następnie pojawia się czarny ekran, słychać strzał i… Tutaj pojawiamy się my, tyle że przed wydarzeniami z początkowej sceny. Nasza przygoda rozpoczyna się w miejscu, które doskonale będzie znane weteranom serii, a dokładnie w Prison of Elders. Trafiamy tu w niezbyt ciekawym momencie, ponieważ wspomniany wcześniej Uldren próbuje zwerbować sobie nową ekipę składającą się z największych oprychów. Zadaniem naszym jak i Cayde’a jest rzecz jasna zapobiec całej sytuacji. Przy okazji do akcji wkracza Petra Venj, która tym razem jest znacznie bardziej wygadana niż przy ostatnim spotkaniu. Całość nie przebiega jednak po naszej myśli, a odbicie więzienia kończy się fiaskiem, które chyba każdy zna, ale mimo wszystko powstrzymam się od zdradzania fabuły.

Po wydarzeniach z więzienia, trafiamy na Tangled Shore (Splątane Wybrzeże), które jest nową miejscówką w dodatku. Poznamy tutaj kolejną świetnie napisaną i przede wszystkim zagraną postać, a dokładnie Spider’a. Jest to Fallen, który w momencie pełnego bezprawia próbuje zarobić, a my na tym skorzystamy. W każdym razie voice acting w przypadku Spidera to majstersztyk. Chyba żadna inna postać w serii nie zrobiła na mnie takiego wrażenia (no, może Variks był blisko) jak Spider. Dostaniemy od niego kilka zleceń, w tym też fabularnych, które polegają na wybiciu ekipy Uldrena, a na końcu jego samego. Baronowie (bo tak zwą się podopieczni naszego czarnego charakteru) to również jedni z ciekawszych przeciwników z jakimi przyszło mi się zmierzyć. Graliście kiedyś w Borderlands i nie mogliście się doczekać kolejnego świetnego bossa? Tutaj właśnie jest to samo! Każdy baron ma swój styl walki, a miejscówki w których przyjdzie nam walczyć to kwintesencja stylu Fallenów, czyli złom, rdza, łańcuchy i wszystko temu podobne. Gonitwa barona na motorze przez żółte kwasowe jeziorka to wg mnie jedna z lepszych walk w tej grze. Po pokonaniu wszystkich baronów przyjdzie pora na tego najważniejszego, a potem zostaje już tylko Uldren. Można by powiedzieć, że fabuła nie jest długa i jest to prawdą, całość można załatwić w 1 dzień jeśli się uprzemy. Oczywiście część baronów wymaga podbicia poziomu i tutaj właśnie poznajemy wszelkie nowości.

Nowa miejscówka na Reefie robi robotę.

Tangled Shore (Splątane Wybrzeże), to miejsce w którym spędzicie sporo czasu. Znajdziemy tutaj masę skrzynek, nowe opuszczone sektory, misje patrolowe, itd. Po odwiedzeniu Spider’a w jego jamie, dostaniemy również zlecenia na różnych przeciwników, którzy rozsiani są po wszystkich możliwych miejscówkach w grze. W nagrodę otrzymujemy migot oraz szansę na legendarny bądź potężny engram (za najtrudniejsze wyzwanie). Migot w końcu warto zbierać, ponieważ Spider może sprzedawać nam za niego materiały, które w tym dodatku mają kluczowe znaczenie. Jeśli macie sporo legendarnych odłamków, to za nie również można kupować rzeczy takie jak mistrzowski rdzeń czy po prostu wymieniać je na migot. Co by nie było, w końcu można kupować materiały i wymieniać legendarne odłamki, coś czego długo nam brakowało. Dlaczego jednak jest to takie ważne? A no dlatego, że zaszły spore zmiany w infuzji przedmiotów. Tym razem możemy do infuzji możemy wykorzystać przedmioty z tej samej kategorii, jednak do samego procesu wymagane są materiały + mistrzowskie rdzenie. Z tym drugim Bungie troszkę przesadziło, ponieważ rdzenie lecą jak krew z nosa, są drogie i ogólnie bardzo trudne do zdobycia, a do zwykłej infuzji, nawet niebieskiego sprzętu, trzeba wykorzystać od 1 do 4 sztuk… Przegięcie!

Menu kolekcji bardzo ułatwia życie, ale nie można wyciągać niczego z Roku 2 🙁

Zmiany zaszły nie tylko w systemie infuzji, ale również w systemie broni czy podklas. Ba, dostaliśmy nawet zupełnie nową broń, łuk! Już nie mamy podziału wg kategorii broni, a wg amunicji, którą potrzebuje. Kinetyczna broń wymaga białej, energetyczna zielonej i potężna fioletowej. Dzięki tym zmianom, możemy mieć założone nawet 3 shotguny jednocześnie, a ilość kombinacji jest teraz jeszcze więcej niż poprzednio. Kolejną świetną zmianą jest wprowadzenie do gry Kolekcji oraz Triumfów. Pojawiają się w menu w formie zakładek, gdzie ta pierwsza to pełna kolekcja broni, armorów oraz całej reszty przedmiotów, które zdobyliśmy w Destiny 2. Wszystkie rzeczy z Roku 1 możemy sobie spokojnie z tej listy wyciągnąć (za małą opłatą), jednak te z Roku 2 póki co są tylko w formie wpisu, ponieważ nie można ich wyciągnąć. Jest to podyktowane losowymi perkami w nowych broniach oraz armorach. Oczywiście jest na to proste obejście w postaci domyślnych perków dla każdej broni i po sprawie, ale jak widać studio po raz kolejny wie lepiej co dla nas lepsze… Wspomniane wcześniej Triumfy to nic innego jak ogromna lista osiągnięć w grze. Mamy tutaj kilka kategorii, od fabularnej poprzez tygiel, a na klasowych kończąc, jest tutaj dosłownie wszystko. Zbierając je macie możliwość zdobycia czegoś w formie pieczęci, dzięki której przed Waszym nickiem pojawi się dodatkowy napis. Jednak na chwile obecną wymagania są tak duże i czasochłonne, że jeszcze nikomu na świecie nie udało się zrobić nawet jednej pieczęci. Pisząc o nowościach nie można nie wspomnieć o egzotykach… Oj egzotyki… Legenda głosi, że ktoś kiedyś zdobył egzotyka z nowego dodatku… Zarówno ja, jak i moi znajomi po wielu godzinach grania, zrobieniu praktycznie wszystkich dostępnych aktywności i wbiciu 520 poziomu nie zdobyliśmy ani jednego nowego egzotyka, a szkoda ponieważ nowy auto-rifle, albo nowa rakietnica wyglądają naprawdę imponująco! Szkoda tylko, że autorzy aż tak bardzo obniżyli poziom dropu dla nich, ponieważ zaczyna to być pogoń za marchewką na kijku niż sensowny progres. Nie mówię, że w przeciągu 3 dni mamy już wszystko mieć, ale póki co nie mamy dosłownie nic! Celowo nie wspominam o questach na egzotycznych questach, ponieważ ich wymagania dla niektórych mogą być nieco zbyt trudne (zabić 5 razy rewolwerem najeżdżającego w gambicie to spore przegięcie) dla niedzielnych graczy, szczególnie że w pre-orderze dostajemy już skórkę na tą broń, a spora ilość osób będzie musiała obejść się smakiem. Coś tutaj poszło nie tak…

Kilka słów trzeba jeszcze napisać o nowych gałęziach w obecnych podklasach. Dzięki nim dostajemy nowe wersje starych superów, gdzie np. tytan na solarze ma wielki młot, którym może robić efektowne młynki, a warlock na solarze dostaje coś w rodzaju aury, w obrębie której wszyscy są wręcz nieśmiertelni. Nowe supery są warte uwagi i dają naprawdę dużo. Do zdobycia nowej wersji supera wymagany jest jednak egzotyczny przedmiot, ziarno. Oczywiście do każdej podklasy potrzebujemy osobny, więc dla jednej postaci potrzebujemy 3 sztuki. Pierwszy otrzymujemy podczas fabuły i sami decydujemy, do której podklasy go użyjemy. Kolejne otrzymujemy już ze „studni”, czyli aktywności Blind Well w Śniącym Mieście, a dokładnie to za ukończenie 2, albo 3 poziomu.

Gambit to chyba najlepsze co mogło spotkać ten dodatek!

Przejdźmy jednak do przyjemniejszej rzeczy, a dokładnie do Gambita. Jest to całkowicie nowy tryb w grze, które jest połączeniem PvE z PvP. Nazwanie go trybem hordy nie do końca jest prawdą, ponieważ  biorą tutaj udział dwie 4 osobowe drużyny, a tryb polega na zabijaniu mobków i zbieraniu z nich okruchów. Możemy zebrać maksymalnie 15, a włożenie ich do banku powoduje, że drużyna przeciwna dostaje tzw. blokera, czyli pojawia się spory przeciwnik, który zamyka bank aż do momentu jego pokonania. Po włożeniu 25 okruchów przez naszą drużynę, otwiera się portal do drużyny przeciwnej. W tym momencie jedna osoba może tam wskoczyć i utrudnić im życie, np. poprzez zabicie osoby, które niesie największą ilość okruchów. Oczywiście czas pobytu o przeciwników jest krótki, więc trzeba szybko planować kogo ubić, aby to miało jak największy sens. Po wbiciu określonej ilości okruchów (75) w banku, pojawia się tzw. pradawny przeciwnik, czyli po prostu boss. Wystarczy go zabić i po sprawie, mecz wygrany. Jednak nie jest to takie proste, ponieważ w momencie gdy pojawia się boss, portal do nas jest cały czas otwarty i ktoś z przeciwnej drużyny może co chwila do nas wchodzić, a jeśli uda mu się kogoś zabić z naszej ekipy to bossowi wraca energia! Za każdy mecz dostajemy punkty, niczym w Crucible, a im wyższa nasza ranga tym lepsze nagrody dostajemy. Prawda, że to wszystko brzmi świetnie?! Wierzcie mi, że wbijanie komuś na chatę i sianie chaosu to doznanie, którego już nie poczułem bardzo dawno w tej grze! Osoby odpowiedzialne za ten tryb powinny dostać podwyżkę, a Bungie czym prędzej powinno dodawać nowe mapy i nagrody, bo obecne 3 i jeden set + kilka broni to zdecydowanie za mało.

Kolejny event, kolejna skrzynia i kolejne wielkie G…

Niestety nie wszystko jest takie kolorowe… Po raz kolejny dostajemy nowe szturmy, jednak znów nie ma sensu ich robić. Co z tego, że mamy szturmy na poziomie 300, 400 i 500 lighta, jak nagrody nie są warte grania? Mając już light na poziomie większym niż 500 nie ma sensu robienia szturmów, ponieważ nagrody są na poziomie 500… Szturmy warto jedynie robić do wyzwań codziennych lub tygodniowych, aby otrzymać potężny engram, ale nic poza tym. Jak widać, fala hejtu po poprzednich dodatkach wciąż nic nie dała. Nightfall pozostał w starej formie, czyli możemy modyfikować kartami różne parametry, czyli upraszczać, albo utrudniać sobie życie, aby mieć lepszy wynik. Jak wspomniałem już wcześniej, innym bardzo dużym minusem jest wymaganie mistrzowskich rdzeni do infuzji. Jeszcze bym zrozumiał, gdyby chodziło o egzotyczne przedmioty, ale za infuzje każdego?! To już lekkie przegięcie i czytając opinie w necie, nie jest to tylko moje zdanie. Kolejne złe opinie odnoszą się do tego, że powyżej 500 poziomu tak naprawdę pozostają już tylko i wyłącznie potężne engramy, gdzie maksymalny poziom to 600. Także roboty trochę jest, a okazji do levelowania niezbyt wiele. Skrzynki, publiczne wydarzenia, utracone sektory, wszystko daje wielkie nic… Jakość nagród jest żenująca czasami i czas poświęcony na ich zdobycie nie jest tego warty. Z pomocą przychodzi kolejna nowa miejscówka, czyli Śniące Miasto…

Śniące Miasto w całej okazałości!

Śniące Miasto to kolejna miejscówka obok Splątanego Wybrzeża. Jest ona dostępna tylko i wyłącznie po ukończeniu fabuły i kilku dodatkowych zadań. Poziom większości aktywności w tym miejscu zaczyna się od 520 wzwyż, także nie jest łatwo. Jednak sama miejscówka jest przepiękna, na myśl przychodzą malownicze krajobrazy z God of War’a, albo innych tego typu produkcji. Ziemia przykryta jest lekką mgiełką, a w tle widać tajemniczą wieżę. Zadania patrolowe są w końcu dawane przez NPC, a nie przez „bekony”, jest kolejny nowy publiczny event oraz sporo zagadek, których do teraz jeszcze nie rozwiązano. W mieście możemy wypić specyficzną substancję (dropi z różnych miejsc), dzięki której widzimy ukryte platformy, portale, itd. Także potencjał na ukryte zagadki jest spory. Na tej lokacji znajduje się również nowa wersja eskalacji z Warminda. Blind Well, czy też przysłowiowa „studnia” to publiczny event, który polega na likwidowaniu kolejnych fal, a na końcu bossów. Niestety po raz kolejny pokpiono sprawę z matchmakingiem, a wyższe poziomy tej aktywności (od I do IV) wymagają sporej ilości dobrze ubranych osób, więc nawet w zgranym 3 osobowym teamie możemy sobie co najwyżej zrobić poziom I. Boli mnie brak matchmakingu, ponieważ przy większej ilości ludzi panuje tutaj wspaniały choas i rozwałka, coś czego cały czas chce się więcej.

Dla weteranów jednak najważniejszy jest end-game. Czy jest tutaj w końcu co robić po ukończeniu fabuły? Wbijanie poziomiu od 500 do 600 zajmie sporo czasu, ponieważ można to robić tylko za pomocą potężnych engramów, albo egzotyków (które i tak nie lecą…). Możliwości na zdobycie potężnych engramów jest więcej niż kiedyś, ponieważ obok aktywności tygodniowych oraz dziennych, mamy również bounty dzięki którym zdobędziemy upragniony engram. Oczywiście wymagania są znacznie wyższe niż przy normalnych bounty, ale nagroda jest tego warta. Do tego dochodzi wbijanie rangi w Gambicie oraz w Crucible, za którą również dostaniemy lepsze przedmioty. Możemy również użyć przedmiotu, które podnosi szansę na otrzymanie wybitnego engramu z jakiegoś bossa. Taki engram również może dać lepszy sprzęt, jednak przedmioty, które zwiększają na nie szansę są również bardzo rzadkie. Niestety o raidzie nie mogę póki co nic napisać bo w momencie pisania opinii nie został on jeszcze otwarty. Jednak jak tylko uda mi się go zrobić (co może zająć trochę czasu) to na pewno zaktualizuje wpis.

Rozróba na „studni” to coś pięknego!

Forsaken to naprawdę dobry dodatek. Poziomem przypomina Taken Kinga z jedynki i daje sporo dobrego, ale niestety Bungie znów nie ustrzegło się sporej liczby wtop. Zarówno powracający gracze jak i nowi na pewno znajdą tutaj coś do roboty na długie godziny. Wierzcie mi, że chciałbym powiedzieć, że wreszcie to jest to i Destiny 2 takie jak powinno być od początku, ale pomimo że obrali dobrą drogę to jeszcze jest sporo do zrobienia. Jeśli macie ekipę to na pewno lepszego looter-shootera nie znajdziecie póki co, w przypadku graczy solo wstrzymałbym się jednak z zakupem aż dodatek trochę nie stanieje, bo w wielu miejscach będziecie się denerwować wywindowanym poziomem trudności. Gdyby tylko studio wrzuciło matchmaking do kilku aktywności to byłoby idealnie i zniósłbym mozolne tempo wbijania poziomu. Spore nadzieję wiążę również z raidem, liczę na sporo intensywnej walki zamiast zbędnego biegania jak poprzednio. Po dwóch poprzednich dodatkach wciąż mam ogromny niesmak w ustach. Forsaken trochę go osłodził, ale do pełnego zadowolenia jeszcze daleko, szczególnie że cena jaką sobie Activision żąda jest wręcz horrendalna…

Aktualizacja:

Tajemniczość i cel samego raidu w końcu dostarczają emocji!

Przyszła pora na podjęcie największego wyzwania w grze, czyli najnowszego raidu dostępnego wraz z dodatkiem Forsaken. Last Wish / Ostatnie Życzenie, bo tak zwie się ta aktywność to zdecydowanie największe osiągnięcie od czasu Wrath of The Machine z Destiny 1, który przez wielu jest uznawany za najlepszy raid, a to samo w sobie jest już bardzo dobrą rekomendacją. Rekomendowany poziom to 560 lighta, a ostatni boss to już nawet 570. Jak widać, próg wejściowy został znaczącą zwiększony w stosunku do poprzednich raidów, szczególnie że od 500 poziomu prędkość wbijania poziomów znacząco spada. W przeciwieństwie do Leviathana, nie ma tutaj nudnego biegania i kluczenia po ogromnym labiryncie do którego trzeba było osobnej mapy. Mamy liniową lokację (oczywiście z sekretami), a walki skupiają się na strzelaniu, strzelaniu i jeszcze raz strzelaniu z odrobinką ciekawych i zróżnicowanych mechanik. Same zasady oraz wcześniej wspomniane mechaniki na bossach są zrozumiałe i nie wymagają doktoratu z MIT, chociaż ich mnogość na ostatnim bossie Rivenie może przyprawić niejednego o zawrót głowy. Cały czas coś się dzieje, nie ma tutaj nudy, a przejścia pomiędzy bossami są stosunkowo szybkie.

Pierwszy boss, który wymaga zgrania i koordynacji wręcz bez słów. Szczególnie podczas fazy z drzwiami.

Najważniejsze pytanie to czy sam raid jest warty uwagi? Zdecydowanie tak! Można wiele zarzucić Destiny 2, jednak ekipy odpowiedzialne za raidy zawsze dawały rady (w mniejszym lub większym stopniu), ale teraz muszę powiedzieć, że jest naprawdę dobrze i jest to najlepsza aktywność w całej grze do której warto wracać co tydzień ze swoją paczką. Mamy tutaj walkę z 4 bossami oraz coś w rodzaju 2 dodatkowych aktywności, ale nie chcę spoilerować bo końcówką naprawdę wgniata w fotel, szczególnie cała tajemnica i historia związana z tym najazdem. Chyba pierwszy raz od czasu wspomnianej wcześniej Maszyny miałem ochotę poznawać fabułę związaną z tym miejscem, a po zabiciu ostatniego bossa dowiadujemy się czegoś czego naprawdę mało kto mógł się spodziewać. Bungie połączyło raid z całym Śniącym Miastem i wplotło go w jego „życie”. Jak to przełożyło się na samą grę? Otóż pierwsza ekipa na świecie, która pokonała raid przyczyniła się do aktywowania swego rodzaju klątwy, która toczy teraz miasto. Co tydzień następuje coraz większe skażenie, a wraz z nimi pojawiają się nowe aktywności, a wszystko to przez jeden raid. Co prawda po jakimś czasie następuje rotacja, ale i tak brawa za to, że raid nie jest już całkowicie osobną aktywnością dla garstki maniaków, a czymś co warto ukończyć, aby poznać dalsze losy miasta.

Jak w przypadku każdego raidu, tym razem dominującą rasą są Takeni (Pochwyceni). Design samego raidu to coś w rodzaju elfich zamków z opowieści fantasy, gdzie pełno lśniących kryształów, majestatycznych tarasów, a nawet charakterystycznego ogromnego mostu. Podobnie jak przy Leviathanie, mamy tutaj kilka charakterystycznych symboli, które przewijają się przez całą aktywność. Każdy kto robił Leviathana chyba nigdy nie zapomni kielichów, psów czy słońca 🙂 Tutaj symboli jest znacznie więcej, w dodatku w kilku różnych odmianach, gdzie np. mamy dwugłowego węża, albo takiego co zjada własny ogon. Nie brakuje symboli związanych z ptakami czy nawet smokami! Bungie nie byłoby sobą, gdyby nie dorzuciło dodatkowego smaczku związanego z nimi. Otóż na wszystkich planetach i księżycach dostępnych w grze umiejscowiono coś w rodzaju wzorów układanek z powyższymi symbolami. Jest to nic innego jak wzory „życzeń”, które wklepujemy na specjalnej ścianie na początku raidu (ukryty pokój, a jakże). Każde takie życzenie ma inny efekt, gdzie jedno dodaje nam śmieszny efekt dźwiękowy podczas precyzyjnych strzałów, inny teleportuje nas przed danego bossa, a jeszcze inny powoduje, że śmierć jednego z członków drużyny kończy się powrotem na orbitę. Dzięki temu, nawet gracz solo może sobie wklepać takie życzenie i dostać np. emblemat albo teleportować się do lokacji z ukrytą skrzynią, z której leci sprzęt raidowy. Co prawda sprzęt dostajemy na mniejszy light, ale i tak brawa za to, że nie zapomniano i samotnikach i dano im chociaż małą marchewkę na zachętę.

Skoro już wspomniałem o raidowym sprzęcie to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że projektanci mogli wykazać się nieco większą kreatywnością. Nie to, że sprzęt z najazdu jest brzydki, wiadomo że to kwestia gustu, ale brakuje mu czegoś co by go naprawdę wyróżniało, np. więcej charakterystycznych elementów czy nawet odjechanych shaderów ala GlowHoo. Całość bazuje na kościach Ahamkary, więc prosto ciosane bronie nie powinny dziwić, ale mam nadzieję, że pojawią się jakieś dodatkowe ornamenty, które dodadzą im nieco życia. To samo tyczy się pancerzy, są nieco nudne i mało wyróżniające się. Pamiętajcie sety z odświeżonych raidów z jedynki? Tego mi właśnie brakuje w Destiny 2, czyli raidowych zbroi, które po założeniu powodują opad szczęki, pełne dodatkowych efektów, wodotrysków, itd.

 

Grę do recenzji udostępniło Activision.

Podsumowanie

Co by nie mówić, ekipa odpowiedzialna za raid Last Wish dostaje solidne 4 z plusem! Można było bardziej postarać się przy samym sprzęcie, ale za design i mechaniki owacje na stojąco. Głównie urzekło mnie to, że każdy gracz ma tu szansę się odnaleźć. Nie trzeba godziny tłumaczenia, gdzie ma skoczyć, co zrobić w danym momencie i gdzie biec, kucnąć, klasnąć, puścić bąka, itd. Oczywiście to wszystko nadal jest, szczególnie przy ostatnim bossie, który może odrzucić na początku ilością różnych taktyk i informacji, które trzeba zapamiętać. Cała reszta to głównie 2 lub 3 mechaniki, w dodatku bardzo proste do ogarnięcia. Za każdym razem czuliśmy, że jesteśmy po prostu o krok od ubicia bossa, a kolejne wipe’y i reset tylko nas nakręcały. Niby można powiedzieć to o każdym raidzie, ale tutaj jest po prostu jakoś inaczej, lepiej. Nim w ogóle wejdziecie do tej lokacji to minie trochę czasu, bo nie zalecam tego bez minimum 550 lighta, ale gdy już to zrobicie to nie będziecie chcieli opuszczać tego miejsca, przynajmniej ja tak mam. W dodatku mam wrażenie, że Bungie szykuje jeszcze kilka niespodzianek związanych z tym najazdem i nie mam tutaj na myśli prestiżu. Dla tej aktywności warto zastanowić się nad zakupem dodatku i skleceniem porządnej ekipy, wierzcie mi, warto!

Zalety

  • Mroczna i ciekawa fabuła z kilkoma charyzmatycznymi postaciami,
  • Walki z baronami,
  • Śniące Miasto to świetna miejscówka stworzona pod aktywności końcowe,
  • Kolekcje dają spore ułatwienie w organizacji sprzętu,
  • Triumfy i Pieczęcie stworzone nawet dla najbardziej wymagających,
  • Nowe wersje superów,
  • Feeling broni cały czas na najwyższym poziomie,
  • Gambit! Ależ to dobre!
  • Raid, raid i jeszcze raz raid. Dla tej aktywności naprawdę warto zagrać w dodatek.

Wady

  • Brak matchmakingu dla jednej z najważniejszych aktywności końcowych (Blind Well),
  • Szturmy nadal bezużyteczne,
  • Większość aktywności daje bardzo słabe nagrody,
  • Drop egzotyków jest makabrycznie niski,
  • Egzotyczne questy mogą przerosnąć poziomem trudności wielu graczy,
  • Jeden punkt szybkiej podróży w Śniącym Mieście (zrozumiecie jak zagracie).