Far Cry 6 – Opinia

3.5/5

To już szósta odsłona jednej z flagowych serii Ubisoftu, która zdaje się stanęła w miejscu od jakiegoś czasu. Tym razem przenosimy się do egzotycznych klimatów wyspy Yara, która jest zdecydowanie największą mapą jaka pojawiła się w całej serii. Studio pokusiło się też o zatrudnienie genialnego Giancarlo Esposito w roli głównego adwersarza El Presidente, także nie ma tutaj oszczędzania środków. Trzeba powiedzieć, że seria słynie z dobrze napisanych roli czarnych charakterów, gdzie taki Vass z FC3 potrafił wzbudzić ciarki na plecach. Czy Pan Giancarlo jest w stanie osiągnąć to samo, albo może zawiesił poprzeczkę jeszcze wyżej? Na pewno każdy z Was zadaje sobie pytanie, czy w końcu zaszły jakieś większe zmiany w serii i czy warto wysupłać ciężko zarobione złotówki na Far Cry 6.

Na ujawnienie się głównego złego nie musimy długo czekać.

Far Cry pełną gębą.

Na początku fabuła rzuca nas w wir rozpoczynającej się rewolucji, a my stajemy przed pierwszym wyborem naszego bohatera lub bohaterki. Możemy w końcu wybrać płeć naszej postaci, ale jej imię i nazwisko pozostaje takie samo, czyli Dani Rojas. Muszę przyznać, że w końcu dostajemy postać głównego bohatera, który nie jest zagubionym dzieckiem we mgle i da się go lubić. Jak w poprzednich częściach bywało z tym różnie, tak Dani potrafi czasami rozbawić gracza swoimi tekstami i nie ma się odruchu wymiotnego, gdy otwiera paszcze.  Mało tego, gdy w radiu leci jakiś znany utwór (na licencji!) to sobie podśpiewuje razem z nim. Kto tak nie robił niech pierwszy rzuci kamieniem. Na Yarę trafiamy bardzo szybko, gdzie jedynym ratunkiem jest szukanie pomocy w lokalnej partyzantce Libertad. To właśnie wokół partyzantki i wszystkiego co z nią związane kręci się cała gra. Będziemy ukrywać się w górach, jaskiniach czy innych skrzętnie ukrytych bazach, aby szykować odwet na El Presidente. Sporo naszego rynsztunku to tak zwane samoróbki, jak chociażby działko strzelające płytami, rakietnica z wydechu, tłumik z butelki czy supremo (coś w rodzaju super umiejętności) poskładane z kilku metalowych rurek. Ma to swój urok i idealnie wpisuje się w klimat wyspy i trwającej walki z reżimem. Yara niejedną rewolucję już przeżyła, o czym usłyszycie niejednokrotnie w trakcie grania. Poznacie stare legendy, w tym El Tigre, który wg mnie zgarnia medal za najlepszą postać w grze. Tutaj pewnie pojawia się pytanie „no ale przecież jest Giancarlo, jak to tak?”. No cóż, powiem tylko tyle, że potencjał nie został wykorzystany, a wręcz zmarnowany. Chyba każdy kojarzy jego rolę Gusa Fringa z Breaking Bad i to napięcie, gdy tylko pojawiał się na ekranie? Niestety w Far Cry 6 tego nie uświadczymy, jego postać jest przewidywalna do bólu, a problemy gry z mimiką twarzy jeszcze bardziej potęgują problem braki jakichkolwiek emocji. Nie dotyczy to tylko jego postaci, po prostu wszystkie gęby w grze nie wyrażają żadnych emocji, po prostu poker face na całego. Widać, że silnik już niedomaga miejscami, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Historia w Far Cry’ach nigdy nie była jakoś porywająca, służyła bardziej jako zapchaj dziura i wymówka do biegania po całej wyspie, dlatego tutaj też nie ma się czego spodziewać, ot zły dyktator wykorzystujący ludzi oraz grupka bohaterów próbujących go obalić. No chyba nie trzeba mówić jak to wszystko się kończy?

Prawie jak w Wietnamie.

Heady wciąż siadają słodko, szkoda że AI durne jak but.

Jak już pisałem, fabuła to bardziej tło do tego co będziemy robić przez 99% naszego czasu, czyli bieganie (albo latanie) po wyspie i czyszczenie mapy. To właśnie Yara jest najważniejszym bohaterem, bo to jej poświęcimy najwięcej czasu. Trafialiśmy już w różne rejony, od egzotycznych plaż, poprzez afrykańskie wioski, zaśnieżone góry Kyratu czy lasy Montany. Yara przypomina nam najlepsze czasy serii, bo na każdym kroku da się odczuć inspiracje FC3. Wyspa jest ogromna, pokryta gęstymi lasami, pięknymi plażami, mnóstwem mniejszych wysepek, reliktów przeszłości jak stare bunkry, czy rzecz jasna posterunkami i punktami kontrolnymi. Dorzućcie do tego zmienną pogodę i szczęka sama ląduje na podłodze. Lot helikopterem w deszczu, gdy w tle walą pioruny, a w tle leci jakiś znany latynoski utwór, wpisuje się w pamięć na długo. Na chwilę obecną, Yara jest zdecydowanie najładniejszą, najbardziej szczegółowo i najlepiej wykonaną mapą na jakiej przyszło nam grać. Początkowo zostałem przytłoczony jej rozmiarem, ale wraz z progresem i odkrywaniem coraz to szybszych sposobów podróżowania, zacząłem doceniać jej ogrom. Nie trzeba również użerać się z różnymi wieżyczkami czy innymi radiami, żeby odkrywać kolejne punkty na mapie. Te pojawiają się same, gdy się do czegoś zbliżymy, albo możemy pogadać z tubylcami, którzy poinformują nas o nowym punkcie kontrolnym czy posterunku. Warto również czytać notatki, ponieważ mogą zaznaczyć nam skrzynki ze skarbami czy inne dobrodziejstwa. Eksploracja jak zawsze jest tutaj sowicie nagradzana i tym razem nie jest inaczej. Każdy kto lubi tego typu rozgrywkę będzie tutaj czuł się jak w domu.

Tak, to screen prosto z gry.

Buggy ze spadochronem + granatnik? Pewnie, że tak!

Do podróżowania otrzymujemy standardowy zestaw, jak samochody, łodzie, helikoptery czy samoloty. Znamy to już dobrze, prawda? Możemy również pogalopować ku zachodzącemu słońcu na koniu, albo wykorzystać bardziej szalone wynalazki jak buggy z podpinanym spadochronem, który z samochodu zamienia się w samolot. Wzorem FC4, dostajemy również mały helikopterek, który nie grzeszy prędkością, ale bez problemu wszędzie nim wlecimy, no i może lądować na wodzie! Po raz pierwszy, będziemy również nie tylko walczyć z czołgami, ale zasiądziemy za ich sterami. Skoro o czołgach mowa, to możemy przejść do tego z czego seria słynie najbardziej, czyli zróżnicowanego oręża. Odkryjemy wszelkie rodzaje pistoletów, karabinów, strzelb, rakietnic, granatników, łuków, a nawet partyzanckie samoróbki, o których wcześniej wspomniałem. Każda z nich cechuje się innymi zaletami, jak miotacz trucizny czy działko elektryczne. Każdą broń (poza unikatowymi) można modyfikować, poprzez założenie tłumików, lunet, a nawet różnego rodzaju nabojów jak chociażby przeciw pancerzom, zapalające, wybuchające czy nasączone trucizną, przez którą przeciwnicy wpadają w szał i walczą między sobą. Bronie mają również miejsca na swego rodzaju perki, jak większe obrażenia przy celowaniu, możliwość przywrócenia energii, szybsze przeładowanie, itd. Oczywiście nie zabrakło miejsca na kosmetykę, a obok znanych już skórek, możemy w końcu użyć zawieszek, które gracze Rainbow Sixa znają już od dawna.

Mały i duży.

Samoróbki mają swój klimat i potrafią robić zadymę.

Wprowadzono bardzo ważną zmianę, mianowicie usuniętą drzewko umiejętności, które rozwijaliśmy w trakcie gry. Zostało ono zastąpione różnymi ubrankami, które mają już przypisane cechy. Chcecie większej odporności na kule przeciw pancerzom? Musicie założyć odpowiednią kamizelkę, albo klapki, żeby szybciej pływać, czy tenisówki, aby szybciej biegać. Rozumiecie o co chodzi. Mamy 5 części garderoby, a dokładnie to głowa, tors, ręce, spodnie i buty. Możecie dowolnie dobierać zestawy, albo ubrać set, który poza spójnym wyglądem nie daje żadnych dodatkowych profitów, co jest wg mnie mocno zaprzepaszczoną funkcją, która aż się prosi o to, żeby tutaj była. Obok wcześniej wspominanych broni, dochodzi nowość w postaci Supremo. Jest to plecak, który daje super umiejętność, którą możemy użyć raz na jakiś czas. W zależności od plecaka, możemy strzelać serią rakiet, unieruchomić pojazdy pulsem elektromagnetycznym czy wskrzesić się po śmierci. W Supremo umieszczono również gadżety, od granatów czy min aż po leczenie czy zaznaczanie przeciwników. Przybyło też kilku nowych towarzyszy, a raczej amigos, w tym odjechany aligator Guapo, kochany piesek Chorizo, szalony kurczak Chicharron, albo powracający Boomer z FC5, którego tutaj nasz bohater nazwał Boom Boom. Podobnie jak w poprzednich częściach, każdy towarzysz ma swoje cechy, gdzie taki aligator jest bardzo wytrzymały i potrafi wykończyć każdego przeciwnika, ale robi przy tym straszny raban, Chorizo zaznaczy Wam wszelkie materiały do craftingu i odwróci uwagę przeciwnika, a Boom Boom zaznaczy przeciwników czy zwierzęta w pobliżu. No właśnie, crafting pełni tutaj sporą rolę, ponieważ jako jeden z partyzantów, musicie wszystko zrobić sami. Za znalezione rzeczy, możecie wytworzyć mody do broni, rozbudować bazę, a nawet ją ulepszyć. Materiały pozyskamy w trakcie zwykłej eksploracji, ale możemy również wymieniać upolowane mięso ze zwierząt, albo złowione ryby.

Deszcz, krople spływające po broni, no robi to wrażenie.

Płotka, nie wydurniaj się.

To co mnie najbardziej raziło w tej grze, to obok bardzo słabej fabuły i miałkiego antagonisty, to tragiczny system AI. Zanim jednak o tym, to muszę powiedzieć kilka o słów o strasznie słabych questach. Większość z nich, to po prostu idź, zabij i pozamiataj. Ciekawych i dobrze napisanych zadań było mniej niż palców u jednej ręki, niestety… Wracając do AI, czasami zastanawiałem się czy ta gra ma w ogóle jakiekolwiek tego typu system, czy może każdy przeciwnik ma po prostu skrypt (lecieć na pałę na nas, albo chować się w nieskończoność za skrzynką). Przeciwnicy są po prostu głupi jak but, nie stanowią żadnego wyzwania, można ich kosić na najróżniejsze sposoby, ale pojedynczy strzał w głowę zawsze sprawdza się najlepiej. Z przeciwnikami idzie jeszcze jeden problem, mianowicie ich respawn. Wiadomo, że muszą się pojawić ponownie po jakimś czasie czy oddaleniu się od danej miejscówki (no chyba, że fabuła wymaga inaczej). Jak jest tutaj? Pojawiają się dosłownie za naszymi plecami… Ktoś kojarzy policję z Cyberpunka? Może nie jest tak drastycznie, ale bardzo podobnie. Jak zaczniecie walkę z nimi na drodze czy gdziekolwiek indziej, potrafią mnożyć się w nieskończoność. Nie mówię tutaj rzecz jasna o załączonym alarmie, który przyzywa jednostki, a o najzwyklejszym spawnowaniu przeciwnika w pobliskich krzakach. Nieważne czy zabijecie kogoś po cichu, czy nie, posiłki będą dojeżdżać hurtowo! Nie wiem czy to bug czy taki był zamysł, ale strasznie wybija to z rytmu gry. Kolejnym dziwnym zabiegiem jest ukrywanie całego interfejsu, gdy tylko zmienimy miejscówkę. Nie ma znaczenia, czy akurat walczycie czy robocie cokolwiek innego, wszystko znika, żeby mógł pojawić się napis lokacji, do której wjechaliście. Nie wiem jaki to miało cel poza irytowaniem gracza, ale również do poprawy. Poza tym gra działała bardzo dobrze, nie uświadczyłem większych problemów, co jak na dzisiejsze czasy jest naprawdę imponujące, no ale nie jest to pierwsza odsłona serii.

No i się wszystko posypało, dłużej tak nie da rady.

Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć, że obok pięknej grafiki, czuć że ten silnik się starzeje. Otoczenie jest wciąż niezniszczalne (poza kilkoma drzewami czy doniczkami), pojazdy prowadzą się jak pudełka, a o AI przeciwników rozpisałem się wyżej. Postacie również przypominają bardziej kukły niż osoby z bagażem emocjonalnym, których chcielibyśmy posłuchać (z kilkoma wyjątkami). Nie ma co ukrywać, że od czasu Far Cry 3 (albo nawet 2?) gramy w tę samą grę, z innymi teksturami i mniejszymi bądź większymi zmianami tu i tam. Idą za tym również wszystkie plusy i minusy, jak świetna eksploracja czy pięknie wykonane mapy, ale leży fizyka czy jakakolwiek interaktywność z otoczeniem. Nie zrozumcie mnie źle, Far Cry 6 to wciąż dobra gra, no ale właśnie tylko dobra. Formuła dopracowywana latami zaczyna się już powoli wszystkim przejadać, co widać po średniej i innych recenzjach, a seria FC koniecznie potrzebuje świeżego powiewu, jaki kiedyś dostało Assassin’s Creed. Co gorsza, na każdym kroku da się odczuć mocne naleciałości z gier mmo (wioska z widokiem tpp, różne waluty, system questów), które mogą sugerować, że studio szykuje odsłonę nastawioną stricte na rozgrywkę online. Podsumowując w kilku słowach, jeśli podobały Wam się poprzednie FC i lubicie takie bezstresowe bieganie od punktu do punktu na mapie, to będziecie bawić się przednio, ale jak ktoś spodziewa się czegoś więcej, jak wciągającej fabuły czy zmian w rozgrywce to niestety mocno się odbije.

Grę udostępnił wydawca.
Far Cry 6

OPIS GRY : To już szósta odsłona jednej z flagowych serii Ubisoftu, która zdaje się stanęła w miejscu od jakiegoś czasu. Tym razem przenosimy się do egzotycznych klimatów wyspy Yara, która jest zdecydowanie największą mapą jaka pojawiła się w całej serii. Studio pokusiło się też o zatrudnienie genialnego Giancarlo Esposito w roli głównego adwersarza El Presidente, także nie ma tutaj oszczędzania środków.

AUTOR: Patricko

OCENA
3.5
Sending
OCENA UŻYTKOWNIKÓW
5 (3 votes)

PODSUMOWANIE:

Far Cry 6 to wciąż dobra gra, no ale właśnie tylko dobra. Formuła dopracowywana latami zaczyna się już powoli wszystkim przejadać, co widać po średniej i innych recenzjach, a seria FC koniecznie potrzebuje świeżego powiewu, jaki kiedyś dostało Assassin’s Creed.

ZALETY

  • piękna i szczegółowa Yara,
  • efekty pogodowe,
  • klimat brudnej partyzantki,
  • postać głównego bohatera/bohaterki da się lubić,
  • spora ilość broni, którą można modyfikować,
  • rozbudowa bazy,
  • niektóre poszukiwania skarbów wymagają pomyślunku,
  • skórki, kosmetyka, zawieszki na bronie.

WADY

  • tragicznie zachowujące się AI,
  • które nie stanowi żadnego wyzwania,
  • brak większej interaktywności z otoczeniem,
  • pojazdy mają fizykę pudełka,
  • dziwne naleciałości z gier mmo,
  • zbyt mocno rozwleczona fabuła,
  • zmarnowany potencjał Giancarlo Esposito,