NBA 2k26  – Rzuty osobiste – Recenzja

17 września 2025
0
4/5
Opis:

Na nieco miesiąc przed startem sezonu 25/26 najlepszej koszykarskiej ligi świata, na półki sklepowe trafiło NBA 2k26. Sprawdzamy, czy w tym roku warto sięgnąć po grę stworzoną przez Visual Concepts.

Na nieco miesiąc przed startem sezonu NBA, wszyscy fani koszykarskiej serii od 2K mają możliwość powrotu na amerykańskie parkiety i zagrać kolejny raz w “prawie” tę samą grę. Taki urok tych sportowych, ale to gracze głosują portfelem i skutecznie uświadamiają potężnego wydawcę, że obrana droga jest słuszna. 

Do recenzji gier sportowych nigdy nie podchodzę z perspektywy marudera, który co roku dostaje do zagrania ten sam produkt. I za każdym razem podkreślam, że Ty drogi graczu masz wybór. Nikt nie karze i nie zmusza do kupowania co roku EA FC, NHL, NBA 2K, czy też nowego Call of Duty. I podobnie jest z NBA 2k26. Jeśli nazywasz siebie fanem koszykówki, która (jak pokazał niedawny Eurobasket) jest w Polsce bardzo popularnym sportem, w produkcję Visual Concepts warto inwestować co roku. Jeżeli jednak jesteś graczem “niedzielnym”, spokojnie warto sięgać po ten tytuł raz na kilka lat. 2k26 nie jest przełomowym tytułem serii. Nie zawiera w sobie rewolucyjnych zmian. Ale nic nie poradzę na to, że w ten tytuł gra się znów lepiej, niż to miało miejsce we wrześniu 2024 roku.

NBA 2k26 chce, abyśmy rzutów uczyli się od nowa

Przed rokiem również miałem okazję recenzować NBA 2k i zachwycałem się tam nowym sposobem wykonywania wszelkiego rodzaju rzutów do kosza. Twórcy zadbali o dużo lepsze i bardziej realistyczne podejście do ruchu nadgarstka koszykarza, którym stał się w naszych rękach prawy analog. Odpowiednie wychylenie analoga w dół, a następnie wystrzelenie go w odpowiednim momencie w górę sprawiało, że byliśmy w stanie wykonać rzut idealny.

To jednak dla twórców z Visual Concepts było zbyt mało. Oczywiście opisany wyżej sposób rzucania pozostał w grze, ale dodano do niego… klasyczny wskaźnik, który widzieliśmy już choćby w odsłonie z roku 2023. Jednak jest tutaj pewien rewelacyjnie działający twist, który sprawia, że rzucanie piłką do kosza, czyli (nie oszukujmy się) najbardziej sexy element tej gry jest jeszcze przyjemniejszy i bardziej realistyczny.

Wszystko dlatego, że wskaźnik zawiera w sobie dynamiczny fragment, który podświetla się na zielony kolor w zależności od tego, czy zawodnik jest przez obrońcę kryty, czy też ma przed sobą pustą przestrzeń do kosza. Dobrze kryty zawodnik będzie miał minimalny zielony pasek, co sprawia, że udany rzut jest praktycznie niemożliwy lub ograniczony do minimum. Z kolei oddanie wolnego pola nawet na pół sekundy definiuje, że wskaźnik robi się większy i pozwala złapać idealny timing celnego rzutu.

Rewelacyjnie działa to nie tylko w rzutach z dystansu, ale też w wejściach pod kosz. W zależności od tego jak w momencie wykonywania dwutaktu kryty jest zawodnik atakujący, tak wskaźnik zwiększa się lub zmniejsza. Puszczenie przycisku (lub analogu) w odpowiednim momencie sprawia, że rzut może zostać wykonany idealnie i czysto lub niecelnie, gdy obrońca skutecznie wykona swoją pracę. 

Na początku byłem zaskoczony tą zmianą, bo wydawało mi się, że zeszłoroczne podejście jest wprost idealne. I fajnie, że nadal występuje, bo wciąż lubię z niego korzystać przy rzutach z dystansu. Ale dodatkowy wskaźnik sprawia, że NBA 2k26 zawiera w sobie połączenie dwóch idealnych stylów rzucania piłką do kosza, który zadowoli zarówno mniej zaawansowanych graczy, jak i tych, którzy w serię od 2K grają od lat. Zmiana ta cieszy mnie też dlatego, że potrzeba kilkunastu, a może i kilkudziesięciu meczów, by nowego sposobu rzucania opartego na tym, jak skutecznie kryty jest zawodnik się nauczyć. W NBA 2k26 nie wchodzi się z marszu i za to należą się twórcom brawa. 

NBA 2k26 to tylko gra, a może prawdziwy mecz?

Czasem wydawało mi się, że twórcy NBA 2K zbyt mocno przechwalają się swoim podejściem do foto realizmu w swojej grze. Ale jak tu się nie przechwalać, gdy granica pomiędzy tym co prawdziwe, a wirtualne zaciera się coraz mocniej. Tak, to nadal gra. Ale to jednocześnie gra, która wygląda wybitnie dobrze. Wydaje się, że twórcy nie wycisną już nic więcej ze swojego silnika, ale to nie przeszkadza cały czas ulepszać inne, mniejsze elementy. 

Weźmy np. animacje. Te co roku są coraz dokładniejsze i jest ich coraz więcej. Visual Concepts chwali się, że tym razem w ich tworzeniu pomaga im AI. Być może tak właśnie jest, ale to, co zwraca moją uwagę najbardziej, to fakt, jak bardzo unikalny jest styl gry każdego z zawodników najlepszej koszykarskiej ligi świata. Jestem w stanie stwierdzić z pełnym przekonaniem, że w NBA 2k26 nie ma sytuacji, w której w trakcie meczu (trwającego ponad 20 minut, gdzie mamy 4 kwarty po 5 minut) pojawiają się identyczne animacje na boisku. Ta gra nie ma schematów. Oczywiście nadal łatwo jest wyciągnąć swojego centra do rozgrywającego i spróbować obiegać go, torując sobie drogę do kosza, ale i tak za każdym razem animacja dotarcia do tego kosza i ostatecznego rzutu będzie inna.

U najlepszych graczy widać to szczególnie dobrze. James Harden w swoim stylu potrafi robić wsady, a także subtelnie wbijać się pod kosz, z kolei Jalen Brunson z doskonale znaną lekkością mija rywali jak tyczki i zabójczo skutecznie wrzuca piłkę do kosza przy bezradnych obrońcach. 

Dodatkowo twórcy przebudowali trochę alley-oopy, które jeszcze niedawno bywały schematyczne. Dziś są nieco trudniejsze do wykonania, ale gdy już to zagranie wyjdzie, satysfakcja jest ogromna. Twórcy chwalą się też lepszymi animacjami i timingiem przy zbiórkach i obronie pod koszem, ale akurat w tym przypadku uważam, że progresu nie ma. Wciąż za to zdarzają się sytuacje, w której dwóch graczy z przeciwnej drużyny skacze do zbiórki, jeden zawodnik zbiera piłkę, a drugiemu odpala się w rękach animacja, jakby trzymał zebraną piłkę, a tak naprawdę… trzyma powietrze. Nie wszystko jest więc aż tak idealne.

Polecam zwrócić uwagę na to, jak od parkietu odbija się w NBA 2k26 światło. Twórcy bawią się tego typu smaczkami, by jeszcze bardziej zbliżyć swoją grę do absolutnego ideału graficznego. Czasem jednak nie wszystko działa tak jak powinno, a przy bliskich ujęciach szczególnie po końcowym gwizdku postacie lubią między sobą przenikać, a animacje delikatnie się przywieszać. 

W poszukiwaniu nowości

Czas na fakty związane z nowinkami, które dla NBA 2k26 są brutalne. Nowych trybów gry brak. A ewentualnych zmian i poprawek trzeba się doszukiwać z dość dużą dociekliwością. Najbardziej żałuję chyba, że twórcy nie pokusili się o dodanie nowej ery w trybie MyNBA, bo jednak możliwość zabawy starszymi składami jest czymś, za co mega szanuję cała serię.

W trybie MyCarrer to gracz decyduje, w jaki sposób chce poznać historię (rzekomo przygotowywaną z samym Spikiem Lee, który jest narratorem w kampanii). Możemy skupić się na historii naszego zawodnika od samego początku, gdy ten stawiał pierwsze kroki w lokalnych, szkolnych rozgrywkach. Ale możemy też odpuścić ten fragment (będący prequelem) i skupić się na tej konkretniejszej karierze w NBA. The City szczególnie się nie zmieniło i uczciwie przyznaję, że zaglądałem tam rzadko.

W teorii najciekawiej jest w MyTeam, które wzorem serii EA FC zostało wzbogacone zawodniczkami WNBA. Dla fanów gry Electronic Arts był to milowy krok, który gracze niespecjalnie polubili. W przypadku NBA 2k26 zakładam, że będzie podobnie. Koszykówka to jeszcze bardziej siłowa gra, niż piłka nożna, gdzie ogromnie ważny jest wzrost. Wrzucanie na parkiet mieszanych składów zwyczajnie tu nie pasuje.

Z perspektywy twórców to rozwiązanie idealne, bo do paczek dołączyły setki nowych kart koszykarek, które sprawiają, że trafienie wartościowego zawodnika NBA jest dość trudne. Z drugiej strony, na jednym ze screenów możecie zobaczyć, jaki skład udało mi się zmontować na samym początku MyNBA. Uczciwie przyznaję, że to wszystko dzięki recenzowaniu najdroższej wersji gry, ale jak sami widzicie, nie wydałem praktycznie żadnych wirtualnych monet, które z automatu zostały dodane do konta (i tak, zdaję sobie sprawę, że część zawodników jest tylko “wypożyczona”). 

MyTeam jest dla mnie najważniejszym elementem NBA 2K i niestety cierpię, gdy zdaję sobie sprawę, że tryb nastawiony jest totalnie na Pay to Win. Twórcy się z tym nie kryją, proponując karty z ogromnie wysokim overallem w pierwszym miesiącu grania. Przyznaję też, że niedługo po premierze miałem trochę problemów związanych połączeniem sieciowym i dość często serwery 2K nie wyrabiały przy natłoku graczy. Z każdym dniem jednak było coraz lepiej.

Podsumowanie

Lata lecą, a NBA 2K się nie zmienia. To nadal najlepsza i wciąż jedyna warta uwagi symulacja koszykówki na rynku. Wielka szkoda, że nie ma żadnej konkurencji, bo dzięki temu zmian mogło być więcej. Z drugiej strony trudno oczekiwać rewolucji w grze, która od pewnego czasu osiągnęła mistrzostwo w aspekcie zarówno wizualnym, jak i gameplayowym.

Fun ze spędzania czasu przy NBA 2k26 jest spory, a dla fanów wyczekujących startu nowego sezonu, wręcz ogromny. Dlatego niezmiennie tytuł ten oceniam wysoko i to się nie zmienia. Nawet gdy zdaję sobie sprawę, że nowinek jest mniej, niż oczekiwałem. 

Zalety

  • nowe, jeszcze bardziej uniwersalne podejście do rzutów
  • ocierająca się o perfekcję warstwa wizualna i dźwiękowa
  • dbałość o najmniejsze szczegóły w oprawie meczów
  • szalenie satysfakcjonująca rozgrywka, w która wciąga na wiele godzin
  • sensowna możliwość ominięcia „czasów szkolnych” w MyCareer
  • tytuł, który umili wam czas oczekiwania na nowy sezon NBA

Wady

  • wprowadzenie koszykarek z WNBA w MyTeam nie ma w sobie logiki (poza uprzykrzaniem życia graczom otwierającym paczki)
  • zbyt mało nowinek w trybach gry