Uncharted 4: Kres Złodzieja – Opinia

4/5

Chyba nie ma gracza, który by nie czekał na ten tytuł*. Tymczasem Uncharted 4 stawia bardzo wysoko poprzeczkę dla gier obecnej generacji. Jednak czy jest to gra praktycznie pozbawiona wad, która zasługuje na oceny 10/10? Przedstawiam Wam moją opinię, opartą na ukończonej w pełni grze, która może trochę odbiegać od standardowych portalowych recenzji. U mnie zawsze bez owijania w bawełnę. W skrócie kupować, nie czekać!

Poprzednie części dosyć mocno stały fabułą, która zawierała dużo zwrotów akcji i mocne końcówki. No i niestety w tej części się troszkę, minimalnie przejechałam. Jak pewnie wiecie, Drake wpada w kolejne kłopoty, których przyczyn a i zarazem skutkiem jest Sam – brat głównego bohatera. Więcej zdradzać nie chcę, ponieważ jedno słowo za dużo, może popsuć zabawę z gry. Połowa rozgrywki odbywa się w jednej i tej samej lokacji, co jest niestety troszkę nużące z punktu widzenia gracza gier przygodowych, przyzwyczajonego do zróżnicowanych miejsc w dwójce i trójce. Co więcej do rozdziału mnie więcej 10 gra jest mocno stonowana, można by powiedzieć, że aż nudna.  A kiedy zaczyna się rozkręcać – to już się kończy. Nie zmienia to jednak faktu, że gra się przyjemnie i nawet brak odkrywczego scenariusza jest wynagradzana klimatem i funem z gry. Nie powiem, bawiłam się bardzo dobrze, ale mi osobiście brakowało tej iskry, która była w dwójce, a w trójce stopniowo zanikała. To jest taki typ gry, który praktycznie każdy lubi – duża filmowość, świetny soundtrack i wciągająca, choć nie we wszystkich momentach historia.

Bardzo podobała mi się realizacja gry przez twórców, którzy tym razem rozbudowali trochę świat. Chodzi o to, że nie czujemy iż jesteśmy ciągnięci za rękę w każdej lokacji. Jest kilka dróg dotarcia do celu i tylko od nas zależy, którą wybierzemy. Przy kolejnych przejściach gry, odkrywamy różne smaczki, nowe jaskinie, co bardzo pozytywnie wpływa na odbiór gry. Ma się wrażenie, że jest to taki mini sandbox.

Wszystko zaczęło się znacznie wcześniej, niż Ci się wydaje…

Graficznie nie można się do niczego przyczepić. Praktycznie nie ma luk w mapach (a sprawdzałam dokładnie) i tylko raz doświadczyłam małego buga graficznego. Lokacje są naprawdę przepięknie zaprojektowane, a ilość szczegółów przyprawia o zawrót głowy. Wszystko jest tak dopracowane tak, że nie można się do niczego przyczepić. Animacja wody, podmuchy wiatru, odwracanie wzroku, gdy na twarz pada ostry promień światła, przenikanie promieni słonecznych przez uszy, przekrwione oczy ze zmęczenia – po prostu patrzy się i nie wierzy, że gry są aktualnie na takim poziomie graficznym. Na poniższym screenie możecie zobaczyć jak z bliska wygląda twarz Nathana. Ktoś tu odwalił kawał dobrej roboty.

Co też od razu wrzuca się w oczy to zmiana proporcji między elementami przygodowymi, a strzelanką. W tej części mamy znacznie mniej walk z przeciwnikami niż w poprzednich częściach, ale bez obaw – miażdżący i tak da Wam się we znaki jak nigdy wcześniej (szczególnie polecam wziąć melisę na dwudziesty rozdział). Jest więcej wspinania, cutscenek, elementów logicznych co pozytywnie wpływa na odbiór gry. Aczkolwiek powiem szczerze, że najbardziej lubię elementy walki z przeciwnikami, może dlatego, że przyzwyczaiłam się, iż ten element stanowił dużą część serii.

Poziom graficzny stoi naprawdę na bardzo wysokim poziomie.

Jeżeli Naughty Dog chciało zrobić w Uncharted w minimalnym stopniu grę skradankową, to niestety im to nie wyszło. Po pierwsze i najważniejsze – ukrywanie się w zaroślach nie jest tak doskonałe jakbyśmy tego oczekiwali. Często Drake sam wstaje (szczególnie na miażdżącym poziomie trudności), a celowanie z broni sprawia, że jesteśmy widoczni dla przeciwników. Więc jaki jest sens dodawania tego elementu, który się w ogóle praktycznie nie sprawdza. Żadna broń nie ma tłumika, więc pozostaje na tylko zabijanie przeciwników walką wręcz po cichu. Nawet strzał z 100 metrów spowoduje, że Twoi przeciwnicy będą dokładnie wiedzieli w którym miejscu stoisz. Szkoda. Miało wyjść The Last of Us, wyszło kiepsko.

Idiotyzmem jest również system granatów w Uncharted 4, które lecą przez kilkadziesiąt, a czasami nawet kilkaset metrów wprost pod Twoje nogi. Ich ilość na miażdżącym poziomie trudności jest przesadna, a najśmieszniejszy jest fakt., że granaty przelatują przez ściany i przeciwnicy potrafią wrzucać wspomniane materiały wybuchowe na wieże o wysokości 50 metrów. Obstawiam, że będzie to poprawione w którymś z patchy.

Dubbing jak zwykle stoi na wysokim poziomie. Pan Boberek świetnie radzi sobie z oddawaniem wszelkiej maści uczuć i wszystko jest zrobione nieprzesadnie, z rozsądkiem i swego rodzaju prawdziwością w oddawaniu tych emocji. Reszta ekipy w składzie: Izabelli Bukowskiej, Janusza Germana i Andrzeja Blumenfelda nie odstaje od głosu głównego bohatera gry. Oby więcej tak dobrze dubbingujących osób w branży growej.

Jeżeli chodzi o multiplayer… To szczerze nie pograłam jeszcze tyle, żeby je ocenić, jednak nie podoba mi się kompletnie system totemów. Jest straszne zamieszanie związane z nimi, a niektóre (tak, mam na myśli inFamousową moc) są bardzo źle pomyślane, bo tylko przeszkadzają w zabawie. Wyszukiwanie meczy jest szybkie, mapy są „na razie” szczelne i nie ma żadnych kochanych przez nas cziterów, więc gra się bardzo przyjemnie. Jest dynamicznie, jest ciekawie, jest urozmaicona rozgrywka. Nic tylko grać.

Nie zabraknie oczywiście piekielnych momentów.

Odpowiadając na pytanie postawione na początku opinii – moim zdaniem nie jest to gra na 10 punktów w takiej skali. Jest to mocna dziewiątka i zdecydowanie najlepszy tytuł ekskluzywny na konsole obecnej generacji. Taka gra musi się znaleźć w swojej kolekcji, ponieważ seria Uncharted jest jedną z najlepszych serii, która jakakolwiek powstała. A jeżeli kochasz Crasha, to w grze znajdziesz małą niespodziankę. Mimo wszystkiego co zostało zawarte w mojej opinii – Uncharted nad życie i pewnie jeszcze niejednokrotnie przejdę czwórkę, żeby wyciągnąć z niej najwięcej jak się da. To są takie gry, do których chce się wracać po jakimś czasie. A gdy już będziemy dziadkami i na rynku będzie PS3000 to będziemy wspominać właśnie takie gry. Takie, które pozostają w pamięci na długi czas. To czym jest dla nas Crash czy ulubione gry z Gameboy’a, Nintendo czy Amigi dosięgnie i przygód Nathana Drake’a, ponieważ jest to naprawdę solidna produkcja.

Łowcy! Koniecznie musicie ograć ten tytuł, ponieważ po prostu nie wypada nie mieć wszystkich czterech części w swojej kolekcji. Platyna jest najtrudniejsza ze wszystkich części, aczkolwiek miażdżący poziom trudności po kilku (kilkunastu?) próbach powinien pęknąć. Poza tym najwyższym poziomem trudności wszystkie inne trofea są bardzo łatwe i wymagają konkretnych interakcji. Jest trochę zbierania, ale nie jest źle, szczególnie, że większość znajduje się przy głównych szlakach fabuły. Pady w dłoń i do dzieła!

*Dobra, znam jednego… 🙂

 

PLUSY:

  • oprawa graficzna na najwyższym poziomie,
  • fun z gry,
  • projekty map,
  • długość gry,
  • dubbing,
  • filmowość,
  • elementy przygodowe,

MINUSY:

  • elementy skradankowe,
  • mechanika granatów,
  • no co z tą fabułą?
  • totemy w grze wieloosobowej,
  • mała pomoc ze strony współtowarzyszy.
Materiał zrealizowany dzięki uprzejmości Sony Computer Entertainment Polska.