Grand Theft Auto: The Trilogy – Definitive Edition – Opinia

2.5/5

W pamiętnym 2001 roku premierę miało GTA 3 na platformę PlayStation 2. Była to gra, która zrewolucjonizowała pojęcie otwartego świata, a jej premiery nie zapomnę nigdy. Pierwsze odpalenie, zanurzenie się w tym jakże realnym świecie, ta swoboda i możliwość robienia czego tylko dusza zapragnie, to było coś czego jeszcze wcześniej żadna gra nie dostarczyła, a przynajmniej nie w takiej jakości. To było jak życie, szczyt możliwości, wyżej się już nie dało podnieś poprzeczki, takie mniej więcej recenzje można było wtedy przeczytać. Mija 20 lat, po drodze dostaliśmy kilka kolejnych odsłon z serii GTA, jednak z okazji dwudziestolecia Rockstar chciało uczcić pamięć wielkiej trójki (III, Vice City oraz San Andreas) wydając remastera, który miał odświeżyć nie tylko wygląd gry, ale również poprawić model strzelania czy wprowadzić system checkpointów. Problem w tym, że remasterami nie zajęło się samo Rockstar, a podległe im studio Groove Street Games, które pewnie znacie z wątpliwej jakości portów mobilnych powyższych gier, a co z tego wynikło… Zapraszam do opinii o Grand Theft Auto: The Trilogy – Definitive Edition.

Miejscami miasto wygląda naprawdę dobrze.

Kiedyś sprawiało wrażenie tak dużego…

Przedstawmy najpierw same gry, bo pewnie wielu młodych graczy nigdy nie miało z nimi do czynienia i nie wiedzą o co cały ten raban. Polecimy chronologicznie, czyli GTA 3, które jest najstarsze z tej trójki i widać to na każdym kroku. Wpadamy do Liberty City w okresie 2001 roku, które jest mocno wzorowane na Nowym Jorku (ale nie tylko), a sam klimat miał być nieco mroczny. Wcielamy się w role Clauda niemowy, który został wykiwany przez Catalinę i zemsta staje się motywem przewodnim. Gra miała prostą konstrukcję, ot robimy kolejne proste i krótkie misje, a w międzyczasie możemy zająć się pobocznymi aktywnościami jak jazda karetką (kto pamięta, ten wie że nie była to bułka z masłem), stanąć po stronie prawa w radiowozie czy rozwozić ludzi taksówką. Dorzućcie do tego zbieractwo w postaci 100 paczek, które miało sens, ponieważ za każde 10 dostawaliśmy kolejną broń pod nasz „domek” oraz rozwałki czy unikalne skoki.

Mówię Ci, z plasteliny!

Chyba świeżo wylali asfalt.

Rok później, bo w 2002, przyjeżdża prawdziwa perła w postaci Vice City. Przenosimy się do roku 1986, południe Stanów Zjednoczonych wzorowane na Miami i kwitnący handel narkotykami. Vice City w pewnym stopniu pokazywało już, w jakim kierunku zamierza iść Rockstar z serią, czyli mocno przerysowane postaci, sporo nawiązań do popkultury oraz ogromny budżet i nie oszczędzanie środków na żadnym polu. Wystarczy spojrzeć na plejadę gwiazd podkładającą głosy, jak Ray Liotta użyczający głosu głównemu bohaterowi Tommy Vercetti. Tom Sizemore w roli antagonisty, Philip Michael Thomas znany z serialu Miami Vice do tego Dany Trejo czy Dennis Hopper. Nawet laik jest w stanie stwierdzić, że Rockstar stawia GTA na swoim piedestale i przeznacza wszystkie środki na jej rozwój. Poza gwiazdami, sama gra przeszła również sporo zmian, zaczynając od tych najbardziej widocznych w postaci bardziej szczegółowej grafiki, poprzez zmiany mechaniczne jak możliwość wyskakiwania z pojazdów, wprowadzenie motocykli czy też helikopterów i samolotu, możliwość przestrzelania opon, kupowanie posiadłości, rabowanie sklepów, itd. Były to zmiany, na które wszyscy czekali, albo nawet jeszcze więcej. Studio było na fali, wielbione przez wszystkich, a Vice City do dzisiaj jest jedną z najlepszych (jak nie najlepszą) odsłoną serii GTA. Klimat lat 80-tych, genialne stacje radiowe kipiące od hitów tamtych lat, świetna i rozbudowana rozgrywka, tej gry nie trzeba było nawet reklamować, rozchodziła się jak świeże bułeczki.

Mówcie co chcecie, ale wygląda to naprawdę dobrze, jak na 20 letnią grę.

Mama mówiła, żebyś się nie garbił!

Ostatnią z wielkiej trójki było San Andreas, premiera w 2004 roku i akcja dziejąca się w 1992 roku w tytułowym San Andreas, które nawiązuje mocno do Kalifornii czy Arizony (tereny pozamiejskie). Graficznie ta gra już nie robiła szału, można było powiedzieć, że nawet lekko trąciła myszką (w tym roku dostaliśmy też gry takie jak Doom 3, NFS Underground 2 czy też Half-Life 2, które było sporym skokiem graficznym), jednak to nie ona była tutaj najważniejsza. To nie dzięki grafice San Andreas znalazło się na szczycie list sprzedaży, a dzięki mega rozbudowanej grze, która do dzisiaj potrafi przyćmić niejedną produkcję. Ta odsłona oferowała 3 ogromne miasta + tereny pustynne czy wiejskie. Znów nie zabrakło znanych nazwisk, jak chociażby Samuel L. Jackson w roli Tenpenny’ego, Young Maylay w roli głównego bohatera Carla Johnsona, Chris Penn jako Eddie Pulaski, Ice-T jako Madd Dogg, czy wielu innych znanych w tamtych czasach raperów. To właśnie wokół tego środowiska kręciła się cała gra, czyli czarnoskórzy raperzy, walki gangów czy dbanie o „rodzinę”. Stacje radiowe znów oferowały hity z tamtych lat, a sama gra dostała potężny zastrzyk zmian, zakrawający wręcz o symulację życia (przypominam, jak na tamte czasy). Sam fakt, że nasz bohater musiał regularnie jeść, żeby utrzymywać zdrowie na odpowiednim poziomie. Jednak jeśli jedliśmy za dużo, to CJ stawał się grubaskiem, a jeśli go głodziliśmy to anorektykiem ze zmniejszonym stanem zdrowia. Tłuszczyk można było zbijać na siłce lub po prostu poprzez bycie aktywnym fizycznie (bieganie, jazda na rowerze). Teraz stroje można było zmieniać poprzez odwiedzanie sklepów z ciuchami, a do tego doszedł jeszcze fryzjer czy salony tatuażu. Jak to nie jest życie to ja nie wiem. Spore zmiany przeszła również fizyka jazdy, samochody zachowują się bardziej realnie, a zawieszenie dostosowuje się do każdej nierówności. Wprowadzono sporą gamę samolotów, jak chociażby wyczynowy dwupłatowiec czy odrzutowiec bazujący na Harrierze (możliwość zawiśnięcia w powietrzu jak helikopter). To był tylko wierzchołek potężnych zmian, za które wszyscy pokochali tą odsłonę i podobnie jak Vice City, jest dla nich tą najlepszą.

W tle motyw z Miami Vice i odpływamy…

Legendarne łapy Ryder’a.

Tyle z historii dzieciaki, pora przejść do tego po co tu jesteśmy, czyli wersja Definitive Edition. Jak już wszyscy wiedzą, „gówno uderzyło w wiatrak” i hejt wylał się grubymi hektolitrami. Czy zasłużony? Będąc obiektywnym, muszę powiedzieć, że sporo jest tutaj jak zwykle na wymiar, ale jest też sporo racji w jechaniu tego remastera, ale po kolei. Największe zmiany zaszły w grafice, wszystkie tekstury, budynki, pojazdy, postacie, bronie, itd. zostały dostosowane do dzisiejszych standardów. Nie podbito tu jednak tylko rozdzielczości, zmianie uległo wszystko, ponieważ gry zostały przeniesione na silnik Unreala, dzięki czemu mamy znacznie bardziej szczegółowe otoczenie oraz naprawdę dobrze zrobione oświetlenie. Miejscami można się nawet zatrzymać i cyknąć fotkę, bo jest tak ładnie. Tutaj można ich naprawdę pochwalić, bo wygląda to dobrze, a co najważniejsze zachowuje ducha oryginałów, co nie jest takie łatwe jakby się wydawało. Dostajemy trzy genialne gry, w które wciąż gra się wyśmienicie i można się w nich zatracić na długie godziny, co też sam robię i z bólem serce przyznaje, że pomimo stanu remasterów, bawię się naprawdę dobrze.

Tak źle wykonanego deszczu jeszcze nigdy nie widziałem.

Patrzcie na sufit…

Problemy zaczynają się, gdy będziemy bardziej dociekliwi. Znajdziemy tekstury, które nie pasują do reszty (przesunięte, znacznie gorszej jakości), okropnie wykonane gęby niektórych postaci, przechodnie wyglądają jakby byli zrobieni z plasteliny, brak systemu kolizji (spadamy pod mapę), samochody przenikające przez jezdnię, brak mgły, dzięki czemu widzimy praktycznie całe miasto, a tekstury w oddali przypominają erę PSX’a, system strzelania, który miał przypominać ten z GTA V, a przypomina bardziej ten oryginalny, najgorzej wykonany deszcz jaki w życiu widziałem, usunięte niektóre popularne utwory (MJ), wywalanie do menu, no i jako wisienka na torcie, chora cena w postaci 269 zł za całość oraz usunięcie starych odsłon ze sklepiku… Osobiście, jako posiadacz telewizora OLED, dodałbym jeszcze brak przeźroczystości HUD’a, co obecnie każda gra posiada jako standard. Na sam koniec dodam, że 20 letnie gry nie są w stanie utrzymać nawet 60 klatek, bo miejscami są tak potężne dropy, to już zakrawa o komedię. To wszystko spowodowało, że gracze wybuchli gniewem i nie ma się czemu dziwić. Rockstar chciało zarobić jadąc na nostalgii, licząc, że może jakoś to przejdzie. Za stan Definitywnej Edycji odpowiada co prawda Groove Street Games, jednak to Rockstar ich wynajął oraz przyklepał cały projekt, także wina leży po obu stronach. Już dostaliśmy oficjalny list z przeprosinami oraz obietnicami poprawy stanu trylogii, jednak mleko się już rozlało i oceniamy to co dostaliśmy, a nie to co może dostaniemy co kilka(naście) miesięcy. Gry zostały podobno przeniesione na nowy silnik, dzięki systemowi AI, który wszystkim się zajął. Szkoda tylko, że nikt nie sprawdził później, czy komputer wykonał dobrą robotę, a po prostu doczepiono do tego metkę z ceną i doimy frajerów. Zostały co prawda wydane 2 duże patche, które naprawiają sporo złego, zaś wersja pudełkowa dostała obsuwę, żeby zdążyli naprawić to co zepsuli. Dodano w końcu efekt mgły w San Andreas, gdy jesteśmy wysoko, poprawiono nieco deszcz (chociaż do ideału daleko) oraz wiele innych mniejszych lub większych zmian związanych z misjami, błędami w tłumaczeniu czy przenikającymi się teksturami tu i ówdzie. Pytanie tylko, dlaczego zrobiono sobie z graczy, którzy już kupili trylogię, beta testerów?

Mimo wszystko, dobrze było znów wrócić do Vice City.

Wylało się sporo zasłużonego hejtu, uwidoczniono niecne praktyki studia, które chciało nas nas zarobić krocie jadąc na samej nostalgii i dostarczając mocno niedopracowany produkt w chorej cenie. Dla czegoś takiego nie ma usprawiedliwienia, ale pozostaje pytanie, czy da się w to grać i można z tego czerpać fun? Jak najbardziej, ponieważ pod tą masą niedopracowania mamy wciąż fantastyczne gry, które zrewolucjonizowały rynek i dostarczają tyle samo, jak nie więcej zabawy. Miejscami da się dostrzec zalety, jak wcześniej wspomniane świetle oświetlenie czy naprawdę dobrze odświeżone miasta i pojazdy, nie niszcząc przy tym klimatu. Pozostaje kwestia ceny… Czy jest to warte 269 zł? Nie! W żadnym wypadku 20 letnie gry, przy takim stanie remastera, nigdy nie będą tyle warte. Gdyby to były udane remake’i od podstaw to jak najbardziej jestem w stanie przyjąć taką kwotę, ale to co obecnie dostaliśmy powinno kosztować maksymalnie 80zł, z zachowaniem oryginalnych wersji, a nie usuwaniu ich po kryjomu ze sklepików (na PC oryginały zostały przywrócone pod napływem komentarzy, ale czy podobnie stanie się na konsolach? Tego nie wiemy). Jeśli nie jesteście ogromnymi i zatwardziałymi fanami serii, którzy łykają bez popitki wszystko co Rockstar wypluje, zalecam spokojnie poczekać na poprawienie stanu Definitywnej Edycji oraz na jakieś spore promo.

Grę udostępnił wydawca.
Grand Theft Auto: The Trilogy - Definitive Edition

OPIS GRY : Z okazji dwudziestolecia Rockstar chciało uczcić pamięć wielkiej trójki (III, Vice City oraz San Andreas) wydając remastera, który miał odświeżyć nie tylko wygląd gry, ale również poprawić model strzelania czy wprowadzić system checkpointów. Problem w tym, że remasterami nie zajęło się samo Rockstar, a podległe im studio Groove Street Games, które pewnie znacie z wątpliwej jakości portów mobilnych powyższych gier, a co z tego wynikło...

AUTOR: Patricko

OCENA
2.5
Sending
OCENA UŻYTKOWNIKÓW
0 (0 votes)

PODSUMOWANIE:

Czy jest to warte 269 zł? Nie! W żadnym wypadku 20 letnie gry, przy takim stanie remastera, nie będą tyle warte. Gdyby to były udane remake’i od podstaw to jak najbardziej jestem w stanie przyjąć taką kwotę, ale to co obecnie dostaliśmy powinno kosztować maksymalnie 80zł, z zachowaniem oryginalnych wersji, a nie usuwaniu ich po kryjomu ze sklepików. Jeśli nie jesteście ogromnymi i zatwardziałymi fanami serii, którzy łykają wszystko co Rockstar wypluje bez popitki, zalecam spokojnie poczekać na poprawienie stanu Definitywnej Edycji oraz na jakieś promo.

ZALETY

  • odświeżenie z zachowaniem ducha oryginałów,
  • bardzo dobre oświetlenie,
  • szczegółowe otoczenie,
  • koła wyboru broni oraz stacji radiowej,
  • wciąż bawi tak samo jak 20 lat temu.

WADY

  • CENA!
  • gra nie potrafi utrzymać 60 klatek/s,
  • najgorzej wyglądający deszcz w historii,
  • brak tekstur lub złe osadzenie na mapie,
  • plastelinowe ludziki,
  • niektóre gęby wołają o pomstę do nieba,
  • system strzelania wciąż wymaga poprawek,
  • usunięte popularne utwory z radiostacji,
  • skasowanie starych wersji ze sklepików.