Tenet – wydanie Blu-ray – Opinia
Filmy Nolana są klasą samą w sobie. Można nie lubić jego stylu, jednak za każdym razem trzeba docenić pomysł, wykonanie oraz serce włożone w każda klatkę filmu.
Filmy Nolana są klasą samą w sobie. Można nie lubić jego stylu, jednak za każdym razem trzeba docenić pomysł, wykonanie oraz serce włożone w każda klatkę filmu.
Kino francuskie jest dosyć specyficzne. Nie każdy podobno jest w stanie dostrzec jego piękno, ale gdy już się je zobaczy, to ciężko się od niego oderwać. Nie inaczej jest z filmem „Małe szczęścia”, który (bez najmniejszej wątpliwości) będzie jednym z moich ulubionych tytułów obejrzanych w tym nowym roku.
Uwielbiam stare horrory. Posiadały one niezwykłą umiejętność zaburzenia poczucia bezpieczeństwa u widza i podczas ich oglądania po prostu ma się dziwnie poczucie niepokoju. W tym roku mamy możliwość zagłębić się w świat kontynuacji klasyki kina – „Lśnienia”. To właśnie „Doktor Sen” króluje w stawce najlepszych horrorów 2020.
Jestem świeżo po seansie nowego filmu „Doktor Dolittle”. Nie, to nie jest kolejna komedyjka z Eddiem Murphym. Nowa, odświeżona opowieść o medyku kochającym zwierzęta to bardzo przyjemny, pozytywny film i świetna zabawa dla całej rodziny. Premiera niestety przypadła na początek epidemii i dopiero teraz po otrzymaniu wydania Blu-ray mogłam zapoznać się z tą produkcją.
Pierwsze części Star Warsów są kultowe i bezsprzecznie pełnią rolę „wskaźnika” względem kolejnych produkcji. Boli najbardziej to, że kolejne filmy były po prostu bardzo niespójne. „Drugą” trylogię położyła fatalna gra aktorska, okropnie sztuczne efekty specjalne i „koncepcja midichlorianów” jako źródła mocy. Mankamentem produkcji „Gwiezdne wojny: Skywalker.
Animacja Naprzód była dla mnie bardzo dziwnym doświadczeniem i trudno mi jednoznacznie określić, jakie wrażenie na mnie wywarła. Uczucia mam mocno mieszane. Pixar niekoniecznie do mnie przemawia, los nie obdarzył mnie zamiłowaniem np. do serii Toy-Story, która mnie najzwyczajniej – od dziecka – nudziła.
Do nowej animacji Rodziny Adamsów podchodziłam sceptycznie. Dotychczasowe filmy niespecjalnie mnie zachwyciły. Pojawiła się kolejna odsłona demonicznej rodzinki – mówię sobie – dam animacji szanse. Jednak żałuję – był to chyba najgorszy seans odkąd obejrzałam w bólach i konwulsjach ostatnie Power Rangers. Rodzina Addamsów to film bardzo nieudany.
„O Yeti!” można śmiało nazwać najsłabszym produktem wypuszczonym ostatnio przez studio DreamWorks. Po rewelacyjnym zwiastunie nie spodziewałam się tak słabej, tak niedopracowanej animacji. Nie chodzi wcale o warstwę wizualną – która jest po prostu bardzo dobra, ale o infantylną, nudną, przewidywalną i mało odkrywczą fabułę.
Zacznę od tego, że nie oglądałam serialu Downton Abbey i nie mogę stwierdzić, czy adaptacja filmowa trafiła w gusta fanów serialu. Oczekiwałam (nie znając kompletnie odniesienia) typowo kostiumowego, historycznego kina i … bardzo się zawiodłam, ale na szczęście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uzupełniłam lekturę i wyczytałam, że akcja filmu jest domknięciem szóstego sezonu serialu.
Filmy o dorastaniu to totalna nisza w Hollywood, którą ciężko wypełnić. Często wytwórnie dostarczają nam komediowy typ i tak jest też w przypadku produkcji pt. „Grzeczni chłopcy”. Historia jest prosta – Max, dwunastolatek pełen ciekawości świata, zostaje zaproszony na imprezę, marzy o dziewczynie, ale… nie wie jak się całować.
Dlaczego tak lubimy poznawać historię antybohaterów? Czy próbujemy definiować cienką granicę, która oddziela nas od stania się złym człowiekiem? Bardzo zastanawia nas to, co skłoniło daną jednostkę do stania się okropnym do szpiku kości. I wydaje mi się, że jest to podyktowane tym, iż sami nie chcemy się takimi stać.
Mała June wraz z matką tworzy wyimaginowaną Krainę: bajeczny Park Rozrywki. Jak wiadomo wyobraźnia dziecka nie jest niczym skrępowana. Siła kreowania świata i magia beztroskiej zabawy to to, za czym każdy dorosły tęskni.